Życie się wydarza tak po prostu. To, jakie ono wzbudza we mnie emocje, zależy już tylko ode mnie. I tu zaczyna się moja sprawczość.
Dziś w Biedronce Pani w Zielonej Czapce zdetonowała bombę negatywów na moją głowę, bo na nią nieopatrznie wpadłam. I teraz mam dwa wyjścia: mogę powiedzieć: dziękuję za ten prezent obelg, ale nie przyjmuję go. Nie zabieram ze sobą twojej emocji, złości i frustracji. Odsyłam do adresata, mówię Pani w Zielonej Czapce, że nie pokwituję. Patrzę na jej koszyk i dodaję: niech pani uważa na te maliny, one są przeterminowane. Te borówki mają dłuższą datę ważności, niech pani sobie wymieni.
Pani w Zielonej Czapce trochę zdziwiona, trochę zbita z tropu, dostraja się do mnie. Przyjęła moją przesyłkę. Idziemy wspólnie do kasy, rozmawiając o tym, które owoce są w sezonie i które warto teraz jeść. Taka mała, niewinna rozmowa.
Mój negatywny i werbalnie agresywny ojciec dzwoni do mnie regularnie, by jego złość miała gdzieś ujście. Dla mnie, jako dziecka, mogłoby to być bardzo bolesne, ale już nie przyjmuję tej przesyłki, nie podpisuję odbioru. Szkoda, że nawet nie wie, ile piękna traci w swoim życiu przez owe krzyki i przekleństwa.
Każdy idzie swoją drogą. Ja już nie akceptuję chodzenia po czyjejś błotnistej drodze. Wybieram moją może czasem wyboistą, ale suchą i bardzo moją.